zdj. denwar.pl |
Moje wejście do restauracji "U Bosmana" było bardzo spokojne, by nie powiedzieć nieśmiałe. Ciche "Dobry wieczór" do tego szerokiego grona blisko trydziestu osób starające się nie przeszkadzać w przemowie Macieja Rźeńskiego (przedstawiciela władz) i mogłem spocząć przy wielkim stole. Tu uśmiechający się napełnieni pozytywną energią biegający brodniczanie. Szybkie minirozmowy ze znajomymi i słuchanie głównego nurtu dyskusji prowadzonego przez organizatorów. Było czego słuchać...
Pomysł biegu do Watykanu - niesamowity. Zaczęło się od prezentacji trasy. Ta wiodąca przez m. in Słowację, Austrię i przełęcze włoskich Alp jest bardzo ciekawa, choć niełatwa. Dalej ustalenia 17-osobowej grupy. Trudne. Miejsca są organiczone, a niektóre były juz zajętę przez funjcyjny ich charakter (tu dzięki za docenienie mojej osoby ;-). Konieczna było stworzenie listy rezerwowej. Dobrze, bo przebiegnięcie po 300 km dziennie przez około tydzień, mimo licznych zmian sztafetowych, nie jest łatwe. Poruszono wstępnie także tematy organizacyjne. Zorganizowanie budżetu, sponsorów, noclegów, posiłków itd w przypadku takiej wyprawy - mrówcza praca. Jednak dla Nas, biegaczy, nie ma rzeczy niemożliwych. (Kolejne spotkanie, bardziej robocze, dla śmiałków biegu do Watykanu w ostatni piątek listopada)
Niestety z powodu mojego późnego przybycia sporo początkowych momentów mnie ominęło. A słyszałem o autoprezentacji każdego z uczestników spotkania (szkoda gdyby to nagrać i wrzucić na stronkę byłby to fajny materiał, ale nadrobimy to poprzez cykl "Sylwetki brodnickich biegaczy"). Nie zdążyłem również zamienić słowa z biegaczami bardziej znanymi i poznać tych nowych. Szkoda. Postaram się to nadrobić przy kolejnej okazji. Niekoniecznie podobnego spotkania biegaczy za rok (strach pomyśleć ilu Nas wtedy będzie ;-D). Mam nadzieję, że o wiele szybciej...
Komentarze
Prześlij komentarz